|
Kontynuacja Zlikwidowanego Forum Głubczycka Forum jest moderowane o różnych porach
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
lechim
Superreaktywista
Dołączył: 30 Maj 2006
Posty: 699
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Głubczyce
|
Wysłany: Pią 15:46, 05 Mar 2010 Temat postu: Z zapomnianego tygodnika |
|
|
Z dużą dozą wiary i optymizmu,że są jeszcze osoby potrafiące odróżnić ziarno od plew,przeczytałem wywiad w :
Tygodniku Solidarność Nr 10 (1117) 5 marca 2010
"Przydupasy nowej klasy
– Ci, co mają zasady, bo w końcu jeszcze tacy są, odczuwają rodzaj wstrętu do tego politycznego grzęzawiska, podszytego nieprawością, kłamstwem i złodziejstwem. A ci „dynamiczni” – do koryta, do władzy, do kombinacji, do asystentury! Przez parę lat będę przydupasem, ale potem może ministrem?
– o politycznym pobojowisku po aferze hazardowej z pisarzem Markiem Nowakowskim
rozmawia Krzysztof Świątek
– Jaki obraz klasy politycznej wyłania się ze stenogramów rozmów Zbigniewa Chlebowskiego i Mirosława Drzewieckiego z bonzami branży hazardowej?
– Odpychający, moralnie naganny. Państwo dla tych polityków nie ma nic wspólnego z dobrem wspólnym, tylko z dobrem najcwańszej grupy społeczeństwa. I nawet nie jest ważne, czy ich łapy zostaną złapane w cudzej kieszeni. To mnie nie interesuje. Wystarczy świat ich powiązań, mentalności, przyjaźni. I język – ten, który mają na pokaz i ten właściwy, prywatny, który odsłania istotę ich postępowania.
– W stenogramach roi się od wulgaryzmów, a politycy są na pasku podejrzanej maści biznesmenów.
– Widać wyraźnie dualizm tej mowy. Jest mowa publiczna i potwornie z nią kontrastująca mowa prywatna. Ta dwoistość szalenie intryguje, a mieliśmy już z nią do czynienia. Te barwne, urocze dialogi Gudzowatego z Oleksym. Rozkosz... Teraz znowu język tych rozmów intymnych szalenie kontrastuje z językiem publicznym – pełnym troski, namaszczenia, pięknych sformułowań i mnóstwa frazesów. A tu nagle „kur..a, nie pier..l, jak podchodzisz pod to, czy przejdzie czy nie przejdzie, docisnąłeś kur..a, trzeba szybciej”. Szokuje bogactwo chodnikowej mowy, którą najwidoczniej posługują się na co dzień. To jest ich mowa. Co z niej wynika? Że przede wszystkim chodzi o pieniądze, umocnienie stanu posiadania, walkę z przeciwnikami. Ale nie przeciwnikami ideowymi, lecz przeciwnikami w interesach. Zdumiewa mnie, że nawet humaniści podlegają presji tej mowy. Przynajmniej ci, co się mieli za humanistów. Wcześniejsza rozmowa Michnika z Rywinem. Rozkosz... Michnik, który pisał „Z dziejów honoru w Polsce”, cytaty z wieszczów, kochał Herberta jako sumienie poezji. A tu z tym Rywinem! Widać, że łączyła ich zażyłość. Ludzie polityki i mediów w III RP są w konfidencji, mówią do siebie po imieniu. Michnik do Rywina: „Lwie”, tamten „Adasiu”, i ten język chodnikowy, który zbliża tych ludzi, dzięki niemu znajdują porozumienie. A potem wychodzą na trybunę albo piszą artykuł, używając języka kaznodziejskiego.
– Politycy przed komisją hazardową są pełni troski o dobro publiczne. W rozmowach z biznesmenami używają języka konkretu, posługują się skrótami, półsłówkami.
– To język ludzi, którzy się doskonale znają. Wystarczy im jedno słowo-klucz, czasem dwa. To rozmowy wspólników od mętnych interesów, od interesów na skróty.
– Sobiesiak łaja Chlebowskiego: „To są kur..y tak, ja wiem. Ale byś wykorzystał do tego, kur..a, Mirka i tego drugiego, nie?”.
– Biznesmen się wkurza, bo widzi opieszałość urzędników państwowych, a jemu się spieszy. Przywykł do płynności i szybkości działań, a tu nagle zgrzyty i opory. Język ohydny ze względu na niechlujstwo i cynizm, który z niego wyziera. Absolutny egoizm. Nic więcej. W przypadku biznesmena to jeszcze zrozumiałe. Ale u ludzi, którzy rzekomo reprezentują państwo? Zgniła, odrażająca prywata, przy której państwo to folwark.
Znamienna scena: jeden z posłów dociska byłego ministra Drzewieckiego co do stopnia jego zażyłości z panem Sobiesiakiem. Pan Drzewiecki przekonuje, że chodziło tylko o sport, o golfa. I nagle wypala: „Radziłbym panu, panie pośle, także zainteresować się golfem. To wspaniały sport, tak człowieka relaksuje, uzdrawia”. Nie zdaje sobie sprawy, że przedstawia się w ten sposób jako człowiek z innego świata. Przecież golf jest szalenie kosztownym sportem. Nie wyczuwa, że ta zachęta może podziałać na niektórych jak płachta na byka. Zresztą poseł odparowuje, że niestety golf nie jest dla niego dostępnym sportem. Ci ludzie mają swoje apartamenty na Florydzie, to inny świat. Politycy, niby to pracujący dla dobra publicznego, walczący ponoć o sprawy nadrzędne – o Polskę – po prostu żyją ze światem biznesu za pan brat. Jedno żywi się drugim. I Drzewieckiemu to się wymknęło naturalnie. Jest ich świat wysoki i nasz niski – świat milionów ludzi, którzy żyją od pierwszego do pierwszego, walczą o fuchy, kombinują w sposób pańszczyźniany, żeby dorobić.
– Przy politykach kręcą się asystenci, tacy jak pan Rosół.
– To jeden z tych młodych działaczy nowego typu. Gładka, okrągła buzia, taka wypucowana twarz oseska, garniturek, ruchy grzeczne, zamaszyste i mowa, która płynie. Oni są wszyscy do siebie podobni. Działacze partyjni i państwowi niższego szczebla, ci asystenci, doradcy – przydupasy władzy wyższej. Pamiętam tych młodych z socjalistycznych stowarzyszeń, których izba pamięci nazywa się teraz Ordynacka. To byli gładcy, sprężyści ludzie, wszyscy podobni. Z mową bystrą, inteligentną, ale wodnistą, zalewającą człowieka, może nawet oszałamiającą. Mieli pełne usta frazesów o państwie socjalistycznym, a czuło się jeden bodziec w ich życiu – karierę. Karierę za wszelką cenę. Teraz ta nowa generacja jakby z ich genów. Może synowie? Oczywiście, inna frazeologia. Ale widzę łączność genetyczną i charakterologiczną. Wyczuli, gdzie są konfitury – trzeba tylko wstąpić w szranki polityczne. Być przydupasem swego szefa. Spełniać jego życzenia: i brudne, i czyste, po to, by szef był zadowolony z własnej omnipotencji. Jakakolwiek ideowość czy etyka musi być wyrzucona na śmietnik. Bo przeszkadza.
Obraz grząskiej klasy politycznej, podatnej na pokusy, związanej cynicznie ze światem biznesu. Sprzężenie, symbioza, bo to jest w interesie jednych i drugich. Te koneksje, dowody na bliskość, bruderszafty, spotkania towarzyskie, pogawędki niby tylko o sporcie.
– Powtórka z PRL-u?
– To kontynuacja. Za Gierka widziałem takie obrazki, np. w Serocku w lokalu „Złoty lin”, gdzie Warszawa przyjeżdżała na dyskretne rozmowy, takie romansowe albo w interesach. Kiedyś wchodzę i widzę, że przy jednym stoliku siedzi sekretarz partyjny, znany mi handlarz walutą i jakiś aferzysta. Pogrążeni w intensywnej rozmowie, w wielkiej zażyłości, towarzyskiej symbiozie, takiej na „ty”, na wódzie. Mieli wspólne sprawy, jeden drugiemu pomagał. Sieć powiązań. Dziś ta sama formuła życia sprzężonego dygnitarzy, biznesmenów, doradców, konsultantów. To, co niby publiczne, dla ludzi, to wcale nie jest dla ludzi ani nie jest publiczne. To tylko fasada. Za SLD czy AWS działo się to samo. Arogancka postawa biznesmena Sobiesiaka, który zaatakował komisję, dziwiąc się, że ktoś ma czelność się go czepiać, indagować, przypomniała mi postać znamienną dla zboczonego, nienormalnego przejścia z PRL-u do wolnej Polski. Związaną z tym balastem przeciągniętym celowo drogą porozumień i kompromisów, który rozlał się jak zaraza. Chodzi o tragicznie zmarłego Ireneusza Sekułę, jednego ze zdolniejszych młodych aparatczyków PRL-u. Kiedyś widziałem go na ulicy. Obrazek, którego nie zapomnę. W dobrym płaszczu, długim jak sutanna, bo wtedy takie były modne, w ustach cygaro. Styl brazylijskiego plantatora kawy. Wysiadł z limuzyny i wszedł do sklepu z szyldem: „Tylko whisky”. A ja stanąłem sobie jako uliczny podpatrywacz. Po chwili wyszedł z dużą, plastikową torbą, w której brzęczało szkło. Pamiętałem go z telewizji, z plenum KC, ubranego w przaśny garniturek. Cechował go proletariacki sposób zachowania. A tu nagle Wall Street!
– Politycy i biznesmeni pływają razem w mętnej wodzie. Wydawałoby się, że ozdrowieńczym nurtem będą dziennikarze. Ale Janina Paradowska publicznie głosi, że nie wie na czym polega afera hazardowa. Dominika Wielowieyska pisze o „sprawie hazardowej”, jak ognia unikając słowa „afera”. To dziennikarze nadający ton debacie publicznej, elita.
– Niestety, moim zdaniem większość dziennikarzy jest w ten układ uwikłana. I taka formuła życia i ich gwiazdorstwa publicystycznego im odpowiada. Są na pasku zgniłego układu. Partie formułują piękne programy i popadają w to samo grzęzawisko, a dziennikarze w tym gnojowisku robią swoje interesy. Oni zawsze opowiadają się za układem, który od początku narodził się w mediach i głoszą np., że Jaruzelski to niejednoznaczna postać, tworzą poezję wallenrodyczną wokół niego. W przypadku polityka, który stał na czele państwa, liczy się to, co robił, a nie to, co być może myślał w nocy, leżąc w łóżku. Wielu dziennikarzy ma rodowód PRL-owski, to wtedy zdobywali ostrogi. I zawsze są przy silniejszych. W PRL-u byli prostytutkami i przez lata służyli jednej władzy. Teraz dostali wiatru w żagle, czują się demiurgami i kształtują rzeczywistość wedle nihilistycznych wskazań. Janina Paradowska jest klasycznym dziennikarzem PRL-owskim, której bliżej do Mietków Rakowskich i innych „liberałów” tamtych czasów niż do prawdziwej zmiany Polski.
– Jak mogą odbierać migawki z przesłuchań komisji hazardowej młodzi?
– Bardzo twórczo: idź do polityki – zrobisz duży szmal! Oto widzą sposób na życie – wejść w takie cwaniackie układy. Patrzą na pana Rosoła, który przecież tak wysoko zaszedł i myślą sobie: o cholera, to jest droga! Albo na biznesmenów, którzy gdzieś wyrośli w lewiźnie. To może być zachęta, szczególnie dla tych, którzy są na rozbiegu, zaczynają dorosłe życie, chcą mieć sukcesy. Partia wskazuje: jesteście młodzi, zdolni, przyjmujemy was, tylko musicie się wykazać. A pozostali? Ci, co mają zasady, bo w końcu jeszcze tacy są? Oni odczuwają rodzaj wstrętu do tego grzęzawiska, podszytego nieprawością, kłamstwem czy po prostu złodziejstwem. Im sumienie nie pozwala w to wchodzić, dlatego pogrążają się w pesymizmie, zamykają się w kokonie osobności, nie chcą brać w tym udziału. Czyli część zostaje na aucie, a ci „dynamiczni” – do koryta, do władzy, do kombinacji, do asystentury! Przez parę lat będę przydupasem, ale potem może ministrem?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kamyk
Superreaktywista
Dołączył: 18 Sty 2008
Posty: 900
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 2/2
|
Wysłany: Pią 23:43, 05 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Wszystkie partie,większość polityków tych partii są po jednych papierach.Również ich język jest ten sam,tak samo wulgarny.
"spieprzaj dziadu","gdzie ch.ju masz czapkę","naród głupi to i to kupi","czerwona swołocz","wredne p.dały" i wiele innych podobnie brzmiących okeśleń i epitetów pod adresem bliźniego swego w imię braterskiej miłości.Przydupasów mamy w każdej partii,podobnie karierowiczów,czy to w PiSie,czy to w PO,SLD,PSLu.Programy tych partii są podobnie propartyjne,nigdy prospołeczne.Wszystkie bazują na naiwności i łatwowierności wyborców.Jak długo jeszcze
CZŁOWIEK JEST CZĘSTO BYDLAKIEM
BEZ WZGLĘDU NA PRZYNALEŻNOŚĆ PARTYJNĄ
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Balbina
Reaktywista
Dołączył: 06 Gru 2008
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Głubczyce
|
Wysłany: Sob 11:11, 06 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Święte to słowa kamyku , tylko Ameryki nie odkryłeś bo wszyscy trzeżwo patrzący na naszą polską scenę polityczną dawno to już wiedzą.Ktoś kiedyś na tym forum napisał : "mata co chceta" jak powiedział stary mędrzec.Tylko czy "o take Polskie My walczyli"
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
funkykoval
Superreaktywista
Dołączył: 06 Kwi 2006
Posty: 575
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: się bierze woda sodowa ?
|
Wysłany: Wto 16:52, 09 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Balbina napisał: | Święte to słowa kamyku , tylko Ameryki nie odkryłeś bo wszyscy trzeżwo patrzący na naszą polską scenę polityczną dawno to już wiedzą.Ktoś kiedyś na tym forum napisał : "mata co chceta" jak powiedział stary mędrzec.Tylko czy "o take Polskie My walczyli" |
Rozumiem, że fajna to była jedynie Polska Rzeczpospolita Ludowa ???
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kamyk
Superreaktywista
Dołączył: 18 Sty 2008
Posty: 900
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 2/2
|
Wysłany: Śro 15:44, 10 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
A jeżeli nawet,to co z tego "funkykoval" ?,każdy człowiek ma prawo mieć własny pogląd,ma prawo do własnych "fajności",ma prawo do chwalenia oraz do krytykowania rzeczywistości.Każdy z nas ma swoje "mata co chceta".Pozdrawiam Ciebie złośniku
CZŁOWIEK JEST WOLNYM CZŁOWIEKIEM
ALE NIERAZ MA G..... DO GADANIA,,,,,
TAK BYĆ NIE POWINNO
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|